ktoś się rodzi ktoś umiera
Jak się rodzi i jak umiera celebryta? Ostatnia aktualizacja: 09.09.2012 17:39 - Każdy z nas zostanie celebrytą, jeżeli tego bardzo bardzo chcę.
Nigdy nie jest pół na pół. To zawsze siedemdziesiąt do trzydziestu, lub sześćdziesiąt do czterdziestu. Ktoś zakochuje się pierwszy. Ktoś stawia drugą osobę na piedestale. Ktoś staje na głowie, by życie toczyło się gładko i przyjemnie, a partner po prostu załapuje się na ten wózek.” – Jodi Picoult
Ktoś gdzieś umiera. Ktoś gdzieś rodzi się, gdy piję herbatę. - Wiersz Michaelowa - Cytaty.info. Michaelowa Wiersz 30 czerwca 2022 roku, godz. 8:58 29,7°C
Ktoś się rodzi, ktoś zawiera związek małżeński, ktoś umiera, ktoś zmienia nazwisko - wylicza Jan Cieślik. - To są nasze priorytetowe zadania, choć rozumiem, że z punktu widzenia
Sposób, w jaki rozmawiamy z dzieckiem o śmierci, w dużej mierze zależy od tego, jak my sami radzimy sobie z odchodzeniem, umieraniem, przemijaniem – czy myślenie o śmierci wzbudza w nas niepokój, czy jesteśmy z tym pogodzeni. Aleksandra Mijakoska-Siemion: Pierwszy listopada to czas, w którym kilkuletnie dziecko może zadać pytanie
Sie Sucht Ihn Für Kinderwunsch Berlin. Ks. Piotr Łabuda,Tarnów WIARA SIĘ RODZI ZE SŁUCHANIA (RZ 10,17) Ogłaszając „Rok wiary” Ojciec święty Benedykt XVI skierował do wspólnoty Kościoła list apostolski Porta fidei – nazwa tego listu pochodzi od dwóch pierwszych słów tego listu „Drzwi wiary” (Porta fidei). W pierwszych zdaniach listu papież z radością przypomina wszystkim: „«Drzwi wiary» (por. Dz 14,27) są dla nas zawsze szeroko otwarte” (PF 1). I dalej pisze, iż owe „drzwi wiary” wprowadzają nas „do życia w komunii z Bogiem i pozwalają na wejście do Jego Kościoła. Próg ten można przekroczyć, kiedy głoszone jest Słowo Boże, a serce pozwala się kształtować łaską, która przemienia. Przekroczenie tych podwoi oznacza wyruszenie w drogę, która trwa całe życie”. Papież wskazuje, że wiara jest niczym drzwi wiodące człowieka do życia w łączności z Bogiem w Jego Kościele. Głoszenie słowa Bożego natomiast jest swoistym kluczem otwierającym drzwi wiary i pozwalającym przekroczyć ich próg, za którym rozpoczyna się nowa droga. Jeśli dzięki słowu Bożemu nasza wiara budzi się do życia, to jak należy słuchać słowa Bożego? Co należy zrobić, by wejść na tę nową drogę i kroczyć nią całe życie?, by żyć w komunii z Bogiem? 1. „Drzwi wiary”. Co to znaczy wierzyć? Trudnym zadaniem jest wyjaśnienie, czym jest wiara, co to znaczy być człowiekiem wierzącym. Wielu stwierdza, iż wiara jest odpowiedzią człowieka na Bożą prawdę, na Bożą miłość. Inni uważają, że wierzyć, to znaczy uznawać za prawdę to, co Bóg objawił, a Kościół podaje do wierzenia. Ważne, by pamiętać, że wiara nie jest jedynie przyjęciem Bożej prawdy, ale jest to także zaufanie Panu Bogu. A zatem nie tylko wierzę w Boga, ale i zawierzam siebie Bogu – ufam, iż On prowadzi mnie po drogach dla mnie najlepszych. Z całą pewnością wiara jest łaską i darem Boga. To bowiem Duch Święty uzdalnia nas do przyjmowania prawdy objawionej przez Boga. Skoro zaś wiara jest łaską, to trzeba się o tę łaskę modlić – ale za tę łaskę trzeba też umieć i chcieć Bogu dziękować. Wiara jest także postawą człowieka, postawą rozumu i woli, wyrażającą się w czynach. Akt wiary jest wolnym i świadomym działaniem każdego człowieka. Co więcej, wiara nie jest aktem jednorazowym, ale przejawiającym się w codziennym życiu. Mówiąc o wierze trzeba pamiętać, iż wiara człowieka – będąc aktem indywidualnym – jest zawsze także aktem eklezjalnym. Wierzymy bowiem w Kościele. Wiara Kościoła poprzedza i karmi naszą wiarę. Kościół jest Matką wszystkich wierzących (KKK 181). Uczeń Chrystusa wierzy bowiem w to, co jest objawione w Bożym słowie spisanym i przekazanym, a co Kościół podaje nam do wierzenia jako objawione przez Boga. Wiara jest rzeczywistością żywą. Ciągle jesteśmy wzywani przez Boga i uzdalniani do tego, by nasza wiara wzrastała, a rodzi się ona i wzrasta dzięki modlitwie, przez uczestniczenie w życiu sakramentalnym Kościoła, przez praktykowanie rad ewangelicznych. Ale wiara – jak podkreśla Paweł Apostoł – rodzi się i wzrasta nade wszystko przez sakrament słowa. Stąd też w Liście do Rzymian czytamy: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia.” (Rz 10,9-10). I zaraz potem Apostoł stwierdza: „Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,10). A zatem – wiara rodzi się ze słuchania. 2. Zbawienie przez wiarę dla wszystkich (Rz 10,5-21) Aby lepiej zrozumieć Pawłowe stwierdzenie, iż „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,10), trzeba spojrzeć na kontekst tej wypowiedzi. Apostoł, mówiąc o rodzącej się ze słuchania wierze, zajmuje się kwestią zbawienia Izraela i innych narodów. W tym fragmencie Apostoł ukazuje zdumiewającą zmianę. Oto bowiem poganie – a zatem ci, którzy żyli z dala od Boga, znaleźli się w Jego bliskości. Natomiast Żydzi, którzy byli pewni swojej łączności z Bogiem, oddalili się od Niego. Położenie pogan – jak wskazuje Paweł – napełnia nadzieją, smutna natomiast okazała się sytuacja Żydów, ponieważ zamiast przyjąć objawioną im wolę Bożą, chcieli, aby Bóg zbawił świat zgodnie z ich oczekiwaniami. Żydzi postępowali tak, jakby zapomnieli, iż to Bóg jest Panem wszechświata. Każdy, kto tego nie przyjmuje, wchodzi w konflikt z Bogiem i upada (zob. Rz 9,32-33). Apostoł stwierdza, iż tak stało się ze wszystkimi, którzy odrzucili Chrystusa i nie przyjęli tego, że On przez cierpienie i śmierć na krzyżu zbawił świat. Paweł zachęca do modlitwy w intencji każdego, kto ma trudności z wiarą, trudności z przyjęciem woli Bożej; w intencji tych, którzy nie potrafią dostrzec, że Boże działanie jest pełne miłości i prowadzi do wolności. Apostoł stwierdza również, iż tym, co dzieli Żydów i chrześcijan, jest fakt, że Żydzi odrzucili zbawienie dane im przez Boga w Jezusie Chrystusie i nadal są posłuszni jedynie starotestamentalnemu Prawu. Chrześcijanie zaś przyjęli Boże zbawienie, wierząc w Jezusa Chrystusa. Paweł stwierdza, że usprawiedliwienie dzięki wierze – droga, którą kroczą chrześcijanie, i usprawiedliwienie na podstawie Prawa – w co wierzą Żydzi, to dwie różne i wykluczające się drogi. Droga do Boga nie prowadzi bowiem przez uczynki i przestrzeganie prawa, ale przez wiarę i ufność. Prawo Mojżeszowe zawiera normy, których zachowywanie warunkowało wypełnienie się Bożej obietnicy zbawienia. Wiara natomiast daje usprawiedliwienie bezwarunkowo i jest rzeczywistością bardzo osobistą, angażującą całe życie człowieka. Ponadto trzeba pamiętać, iż człowiek – mimo najprawdziwszych chęci – nie jest w stanie wypełnić wszystkich przepisów Prawa. Tym samym nie jest możliwe osiągniecie zbawienia na drodze przestrzegania Prawa. Wiara natomiast sama z siebie umożliwia zbawienie, ponieważ jej istotą jest całkowite powierzenie się Bogu. To, co Mojżesz odnosił do Prawa, twierdząc, że jest łatwe do wypełnienia (Pwt 30,12-14), Paweł odnosi do Chrystusa i wiary w Niego. Apostoł wyjaśnia, że to „słowo”, które dla narodu wybranego oznaczało przede wszystkim mądrość Bożą, to sam Chrystus. To bowiem Jezus Chrystus jest odwiecznym słowem Ojca. On zstąpił z nieba i stał się bliski każdemu człowiekowi przez swoje wcielenie (Pwt 30,14; J 1, Aby jednak Chrystus mógł stać się dla człowieka zbawieniem, trzeba uwierzyć w Jego Bóstwo i wyznać, że Jezus jest Panem. Staje się to możliwe, gdy głoszona jest Ewangelia, którą ludzie najpierw słyszą, a następnie decydują się na jej przyjęcie i wypełniają ją w życiu. Słysząc Ewangelię, wchodzi się w osobistą relację z Jezusem, który obiecał, że pozostanie z ludźmi w swoim słowie. A zatem wiara rodzi się ze słuchania! Żydzi otrzymali wszystko, co było im potrzebne, by uwierzyć w Jezusa i przyjąć Ewangelię o zbawieniu. Większość z nich jednak odrzuciła Dobrą Nowinę Jezusa Chrystusa[1]. Apostoł wspomina zarzuty broniących odrzuconego Izraela (Rz 10,14-21). W ich opinii, Izrael nie może wzywać Jezusa, gdyż nie uwierzyli w Niego, a nie uwierzyli, bo Go nie usłyszeli. Być może powodem ich niewiary jest to, że nie zrozumieli Jego nauki. Odpowiadając na te wątpliwości, Apostoł podkreśla, iż głosiciele Dobrej Nowiny zostali posłani, by głosić Ewangelię także i wspólnocie narodu wybranego. Izrael nie mógł zatem nie usłyszeć. Więcej –Izrael nie uwierzył, gdyż nie przyjął i nie usłuchał Dobrej Nowiny, trzymając się starych zwyczajów i Prawa. Dobra Nowina – wskazuje Paweł odnosząc się do Ps 19,5 – była głoszona po całej ziemi. A zatem ani Izrael, ani nikt inny, nie może powiedzieć, iż nigdy nie miał możliwości usłyszenia Dobrej Nowiny. Orędzie Ewangelii rozeszło się po całym świecie. Mogło ono być oczywiście trudne do zrozumienia dla umysłu ludzkiego. Znamienne jest jednak to, iż Izrael nie zrozumiał, ale poganie zrozumieli. A zatem – Ci, którzy chcieli znaleźć Boga, którzy chcieli Go zrozumieć, którzy go szukali, którzy pytali o Niego – oni Go poznali. Znaleźli Go. Bóg bowiem nieustannie wyciąga ręce ku swojemu ludowi, nieustannie mówi do każdego, kto chce Go słuchać. Można zatem powiedzieć, że Izrael nie chciał poznać Boga. Paweł wydaje się mówić, iż uczciwa nieznajomość pewnych spraw jest obroną, ale zaniedbywanie poznania jest niewybaczalne. Rzecz jasna, że człowiek nie może być sądzony za to, czego nie miał możliwości poznać. Może jednak być sądzony za zaniedbywanie poznania tego, co jest mu dostępne. Człowiek odpowiada za lekceważenie poznania tego, o czym powinien i mógł wiedzieć. Patrząc na naród wybrany, Paweł wyraźnie stwierdza: mieli wybór. Mogli poznać Zbawiciela, który chciał być poznany. Nie uczynili tego jednak i sami ponoszą za to odpowiedzialność. Bóg uczynił bowiem wszystko, by Izrael mógł Go poznać. Stąd też obraz kończący rozdział dziesiąty przedstawia Boga, który mówi: „cały dzień wyciągałem ręce do ludu nieposłusznego i opornego” (Rz 10,21). Niestety naród wybrany odrzucił Jezusa Chrystusa, który był zbawczym Słowem Boga. 3. „Wiara ze słuchania” (Rz 10,17) Odnosząc się do kwestii zbawienia Żydów św. Paweł kieruje do nas niezwykle ważne przesłanie: oto „wiara jest ze słuchania” (Rz 10,17). A zatem jesteśmy wezwani do słuchania, do poznawania Boga. Nie możemy być jak Izraelici, którzy mogli, ale nie chcieli poznać Zbawiciela. Bóg chce być poznany i daje się poznawać. Jeśli nie znam Boga, to jestem za to całkowicie odpowiedzialny. Jest bowiem tak wiele sposobów, możliwości, by słuchać i rozumieć słowa, które Bóg kieruje ku nam. Aby spotkać się z Bogiem, aby usłyszeć Go w słowach zapisanych na kartach Pisma Świętego, trzeba spełnić pewne warunki. Rzecz jasna, iż najważniejsza w tym wszystkim jest łaska, którą Pan zawsze daje człowiekowi. Bez pomocy Boga, nie jesteśmy w stanie spotkać się z Nim i usłyszeć tego, co pragnie do nas powiedzieć. Jednak On zawsze otwiera nam drzwi wiodące do Niego. Co więcej, Bóg czeka, aby nawiązać z Nim kontakt. Bóg pragnie przyjaźni człowieka i czyni wszystko, aby się z Nim spotkać, by człowiek w Boga i Bogu uwierzył. Oczywiście On nie zmusza człowieka. Wie bowiem, że przyjaźń jest dobrowolnym darem miłości, do przyjęcia którego nikt nie może być przymuszany. Nie można przecież nikomu powiedzieć: Musisz być moim przyjacielem. Toteż Bóg, nie zmuszając człowieka do przyjaźni, do słuchania Go, jedynie nieustannie zachęca go do tego. Mając świadomość, że Bóg wciąż czeka na każdego człowieka, należy przyjrzeć się samemu sobie. Co mogę zrobić, by uwierzyć w Boga? By usłyszeć Jego głos? Jakie działania powinienem podjąć, by pogłębić swą wiarę? Chcieć... Aby słuchać drugiej osoby, by móc ją nazwać przyjacielem, musi wytworzyć się wewnętrzne pragnienie bycia blisko niej, ukierunkowanie na tę osobę. Dopiero, kiedy zaistnieje wewnętrzne pragnienie słuchania, może nastąpić uzewnętrznienie tego ukierunkowania poprzez postępowanie i zachowanie się wobec tej konkretnej osoby. Wewnętrzna postawa i wypływające z niej formy zachowania się tworzą to, co sprawia, iż jesteśmy gotowi do słuchania słowa Bożego. Mówiąc prościej: aby słuchać słowa Bożego, człowiek musi tego „chcieć”. Wydawać by się mogło, że warunek ten nie jest nadzwyczaj trudny do wypełnienia. A jednak, zdaje się on najtrudniejszym warunkiem, który musi spełnić chrześcijanin, aby spotkać się z Bogiem w Jego Objawionym Słowie. Uczniowi Chrystusa musi się po prostu chcieć spotkać z Bogiem. Musi obudzić się i zamieszkać w nas pragnienie nasycania się Bożym Przesłaniem. Bohaterowie biblijni są dla nas w tym względzie wzorami. Taką chęć spotkania z Bogiem widać u Mojżesza, który – choć pełen obaw – jednak chce. Utrudzony pustynną drogą wchodzi na wysoką górę Synaj, gdyż chce spotkać się z Bogiem. To wewnętrzne pragnienie spotkania ze Stwórcą pozwala przezwyciężać mu wszelkie przeszkody. Mojżesz spotykał się z Bogiem, słuchał Jego słów dlatego, że chciał tego (zob. Wj 19,1nn.). Później Izraelici budują Arkę Przymierza, przedmioty służące kultowi, budują namiot spotkania – miejsce, gdzie przez długie lata będzie przebywał Pan (zob. Wj 25,1nn.). Czynią to wszystko, bo była w nich chęć, było w nich pragnienie, aby między nimi był Pan. Później powstaje piękna świątynia w Jerozolimie. Kiedy jednak świątynia zostaje zburzona, wracający z niewoli babilońskiej repatrianci od razu przystępują do jej odbudowy (zob. Ezd 3,1nn.). Czynią to wszystko dlatego, że jest w nich wielkie pragnienie i chęć, aby Bóg na powrót był między nimi. W relacji z tych wydarzeń pojawia się niezwykle piękny obraz narodu wybranego zgromadzonego przed Bramą Wodną. Po odzyskaniu wolności i zamieszkaniu w swoich miastach Izraelici zgromadzili się w Jerozolimie, aby słuchać Pańskiego Prawa. Autor Księgi Nehemiasza napisze, że zgromadzili się mężczyźni i kobiety oraz „wszyscy którzy byli zdolni słuchać” (Neh 8,2). Zgromadzili się oni, bo chcieli słuchać słów Pana. Również Chrystus nie zmusza nikogo do działania (zob. Mt 4,18; 16,24). Wielu po prostu chce spotkać i słuchać Jezusa. Przykładem jest Zacheusz, który usłyszał, że Chrystus będzie przechodził przez Jerycho i zapragnął Go spotkać, dlatego, nie bacząc na nic, wspiął się na drzewo (zob. Łk 19,1n.). Bycie z Chrystusem, słuchanie Mistrza z Nazaretu, nie wiąże się z przymusem. Jest to zawsze absolutnie wolna decyzja każdego człowieka. To człowiek ma dokonać wyboru: czy pragnie być z Chrystusem i słuchać Jego słów jak ewangeliczna Maria, czy też woli koncentrować się na doczesności? (zob. Łk 10,38-42). Warto zatem zastanowić się, czy jest we mnie ta pierwsza – wydaje się, wręcz najważniejsza i najbardziej istotna – cecha: czy jest we mnie chęć, by poznawać Boga poprzez lekturę Biblii? Bez tej chęci bowiem, człowiek nigdy nie wyciągnie ręki, aby sięgnąć po słowo Boże. Samo jednak „chcieć” nie wystarcza. Chcieć wierzyć, słuchać Chrystusa, to już bardzo dużo. Wielu jednak pozostaje na tym etapie „chcenia”. Przykładem tego mogą być ci, który przychodząc do Chrystusa, chcieli iść za Nim, słuchać Go i poznawać. Wielość dóbr i obowiązków nie pozwoliły im na realizację tego pragnienia (zob. Łk 9, Chcieć z miłości... To pragnienie poznawania i słuchania Biblii, a przez to samego Boga, musi być powodowane miłością ku Stwórcy, który daje się człowiekowi poznać przez swoje Objawione Słowo. Zatem to pragnienie, by poznawać Chrystusa i spotykać się z Nim poprzez lekturę Biblii musi wynikać z tego, że mam w sercu miłość ku Niemu. W przyjaźni bowiem najważniejsza jest zawsze miłość (zob. 1 Kor 13,1n.). Miłość jest czymś więcej niż tylko więzią uczuciową istniejącą między ludźmi. Przyjacielska miłość jest troską o drugiego, o jego szczęście, dobro. Wszystko to rodzi się zaś w procesie wzajemnego poznawania, odkrywania człowieka i z zachwytu nad tym, co jawi się przed naszymi oczyma. Jeśli zaś pragnę dobra dla Chrystusa, to tym bardziej moje „chcieć” kierowane jest miłością ku Niemu. Bo właśnie na miłości opiera się przyjaźń z Bogiem. Bóg jest naszym Przyjacielem dzięki prawdziwej i stałej miłości do nas. My zaś wciąż stajemy się Jego przyjaciółmi. Chcieć z miłości i trudzić się… To pragnienie, nasza wola, powodowane miłością dają człowiekowi moc do działania, jednak zawsze wiąże się to z trudem. Patrząc na Mojżesza, na Izraelitów, na uczniów, którzy pozostawili wszystko i poszli za Panem, można powiedzieć, że tym, co łączy wszystkie te historie jest fakt, iż idąc za głosem Boga, poznając Go, szukając z Nim spotkania, musieli się utrudzić. Na tę potrzebę trudu wskazuje sam Jezus, który poucza swoich uczniów: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23). Zatem kroczenie za Chrystusem jest czasem trudu. Poznawanie wiary przez słuchanie słowa Bożego jest nieustannym trudzeniem się. Jeśli chcesz poznawać Boga, chcesz, by twoja wiara zrodziła się czy też, by wzrastała, musisz chcieć czytać Pismo Święte. Zanim jednak rozpoczniesz to lectio musisz uświadomić sobie, że czytanie słowa Bożego jest trudem. Trudem, który człowiek ma podejmować przede wszystkim z miłości do Boga, którego kochając, pragnie poznawać. Błogosławiony owoc trudu... Każdy, kto uważa się za ucznia Chrystusa i kto pragnie budować swoją wiarę, winien chcieć się spotykać ze słowem Bożym. Nie można bowiem być uczniem, nie można zbliżać się do Chrystusa, nie można stawać się Jego przyjacielem i nie można budować swojej wiary nie słuchając Go, nie starając się Go poznać. Bóg natomiast – będąc samą Miłością – w pełni chce pomagać człowiekowi, pragnie obdarzać go miłością i przyjaźnią. Zaprasza człowieka do wiary, On oczekuje na spotkanie z człowiekiem. Człowiek, jeśli pragnie otworzyć się na Boga, jeśli pragnie poznawać Chrystusa, jeśli pragnie nasycać się słowem Bożym i przez to uświęcać się, musi przede wszystkim chcieć. Jeśli już zrodzi się w człowieku to pragnienie i jeżeli to poznawanie, słuchanie i zbliżanie się do Boga ma być prawdziwe i twórcze, to musi ono łączyć się z codziennym trudem. Jeśli mam być rzeczywiście uczniem Chrystusa, który chce znać Jego i Jego słowo, to muszę każdego dnia podejmować wysiłek i sięgać po Pismo Święte, poznawać naukę Jezusa. Biblia musi stać się dla mnie pokarmem, bez którego nie będę potrafił żyć. Bóg zawsze jest gotowy do spotkania z człowiekiem. Czeka tylko, abyś ty zechciał tego spotkania i podejmował każdego dnia trud z nim związany, aby napełniać swoje serce pokarmem, którym są Jego słowa dające prawdziwą wiarę. Owocem tego trudu będzie coraz pełniejsza wiara – wiara, która rodzi się i wzrasta przez słuchanie. [1] Nastąpi jednak czas, gdy również i Izrael zostanie zbawiony. Odrzucenie bowiem Izraela jest tylko częściowe i czasowe. Zob. Rz 11,1-36. Jesteś na facebooku? My też! :) "Scriptura crescit cum legente""Pismo rośnie wraz z czytającym je" (św. Grzegorz Wielki) Każdy rozmiłowany w Słowie Bożym napotyka w Biblii fragmenty, które sprawiają mu trudność w interpretacji. Zachęcamy zatem wszystkich odwiedzających stronę Dzieła Biblijnego do zadawania pytań. Na każde pytanie udzielimy odpowiedzi, a następnie będzie ona opublikowana w sekcji "Pytania do Biblii". Kliknij TUTAJ, żeby przesłać pytanie.
W sieci coraz częściej pojawiają się prośby o niepublikowanie zdjęć uchodźców, a nawet darów dla nich czy wolontariuszy. W niektórych instrukcjach dotyczących pomocy Ukraińcom też można wyczytać, by ich nie pokazywać, nawet jeśli się na to zgadzają. - Nie publikujmy zdjęć i nie ujawniajmy szczegółów, bo wróg wolnej Ukrainy i wolnego świata tak w Rosji, jak i w Polsce nie śpi. Nie chwalmy się skalą pomocy, nie szukajmy medialnego poklasku, nie grzejmy wizerunków w ogniu tej bestialskiej agresji. – napisał dwa dni temu prof. Piotr Łuszczykiewicz. I chyba to na jego post poniższym wpisem zareagował Tadeusz Skarżyński, przewodniczący Rady Miasta Kalisza. - Wiem że rozmaici „bardzo mądrzy” ludzie piszą żeby nie pokazywać wolontariuszy działających na rzecz uchodźców. Są głosem sumienia, domagającym się „skromności” od ludzi którzy angażują się w pomoc. A ja przekornie, mam to gdzieś. Bo dobro trzeba dostrzegać. – czytamy w poście Skarżyńskiego. Z mojej perspektywy, z jednej strony jako dziennikarza, a z drugiej osoby, która ma bezpośredni kontakt z uchodźcami, w tej sprawie trzeba zachować się … przyzwoicie. Mam wrażenie, że nadmierna troska o ich wizerunek jest objawem przedmiotowego traktowania uchodźcy. Uchodźcą się bywa. To nie status społeczny. Ci ludzie w Ukrainie mieli normalne życie, wielu z nich to wykształceni Europejczycy, obyci z internetem. Gdy przy granicy poznałem się z dwoma nastoletnimi chłopcami z dalekiej Ukrainy, pierwsze co, by znaleźć jakiś wspólny język, pokazałem im konto na Tik Toku Telewizji Kalisz, by po drodze pooglądali sobie trochę, by poznali miasto, do którego jadą. Oni naprawdę wiedzą jak działają socialmedia. A co w przypadku gdy uchodźca okazuje się być znaną instagramerką to ona prosi mało znanego, lokalnego dziennikarza z Kalisza o selfi na jej instastories? Też powinniśmy tego „biednego uchodźcę” uświadomić jakie to niebezpieczne? Tu jesteśmy wolniJesteśmy w wolnym kraju. Tu Ukraińcy mogą czuć się bezpiecznie. Publikacji zdjęć powinni się bać zwolennicy Putina i zwykli idioci, a nie wolni ludzi, Polacy i Ukraińcy. Wystarczy zachowywać się przyzwoicie. Każdy człowiek ma swoją godność i każdy, kto dziś niesie pomoc uchodźcom, bo tak po prostu trzeba, doskonale czuje granicę między „lansem” a szczerym pokazaniem tego, co obecnie robi, co zajmuje jego serce i głowę. Podzielenie się tym w sieci bardzo często zwiększa wsparcie – odzywają się zupełnie obcy ludzie, którzy oferują konkretną pomoc. Nie tylko materialną. Oferują swój czas, pomoc w formalnościach… Przyzwoitość ponadnarodowaWrogim siłom zależy, żeby Polacy byli podzieleni. I wpisami, w których krytykuje się tych, którzy pokazują swoją pomoc, a czasami po prostu w taki sposób wymieniają się oferowanym wsparciem, pomagamy w wewnętrznym rozbiciu Polaków. Chcesz w sieci pokazać swoje wsparcie i robisz to z szacunkiem dla uchodźców? Ok. Nie chcesz tego pokazywać? Też ok. Chcemy zdjęcie? Zapytajmy się o zgodę, tak jakbyśmy pytali Polaka, ładną dziewczynę, czy znanego sportowca. Przyzwoitość jest ponadnarodowa. To bardzo proste, bo mamy tych Ukraińców blisko siebie, podejdźmy i dobrze, dziś źleNie słyszałem głosów oburzenia i troski o wizerunek uchodźcy, gdy masowo byli fotografowani na przejściu granicznym polsko – białoruskim. Pamiętacie dzieci z Michałowa? Pamiętacie kobietę z kotem po 8 tys. kilometrów pieszej wędrówki? Czy ktoś pytał tych ludzi o zgodę na publikację zdjęcia? Są dwie zasadnicze różnice między wydarzeniami z granicy polsko – białoruskiej w 2021 a granicą polsko – ukraińską teraz. Ukraińskie rodziny uciekające przed rosyjskimi bombami stoją w długich kolejkach na przejściu granicznym i z cierpliwością znoszą trudy procedury przekroczenia granicy, nie rzucają w polskich pograniczników kamieniami, nie niszczą zabezpieczeń różnica być może tłumaczy zjawisko, które opisuję. Fotorelacje uchodźców z granicy polsko – białoruskiej miały w oczach świata pokazać Polaków jako bezduszny, ksenofobiczny i wrogi do obcych naród. A fotorelacje z granicy polsko – ukraińskiej pokazują o Polakach tradycja w praktyceZdarzają się idioci, maruderzy i hejterzy, ale oni wygłupią się na każdy temat, nie tylko ws. Ukraińców. Jednak w wielkiej swojej masie Polacy oddolnie i z własnej, prywatnej inicjatywy, utworzyli największą w Europie, nieformalną sieć wsparcia uchodźców, niespotykaną nigdzie indziej. Pozostawienie jednego miejsca przy stole na jeden wigilijny wieczór znane dotąd tylko z polskiej tradycji, to jest nic przy praktycznym zastosowaniu polskich obyczajów. Ludzie ofiarują „nieznajomym wędrowcom” nie talerz zupy a całe domy czy mieszkania. To dlatego większość zdjęć uchodźców pochodzi z naszych domów, z całkiem dobrze wyposażonych ośrodków pomocy a nie z dzikich obozowisk pod gołym niebem jak to bywa w innych państwach. I takie zdjęcia trzeba publikować. Nie dla chwalenia się pomocą, ale dla prawdy. Bo ona wcale sama się nie obroni, znamy to z historii, widzimy to po tym, co już dzisiaj piszą niektóre zachodnie media. Wojna w Ukrainie odebrała paliwo z frontu politycznej wojny polsko – polskiej i nie każdemu się to podoba, bo część polityków nie wie, co ze sobą w tej sytuacji zrobić. Stąd pojawiają się i takie wpisy:- Sorry, ale osobiście to bym z tą jednością narodową nie przesadzał. Musimy walczyć z putinizacją Polski - sądy, media, szkoły, pozycja w UE oraz obronić srebra rodowe przed sprzedażą obcemu reżimowi proputinowskiemu. – pisze na facebooku Dariusz Grodziński z Platformy Obywatelskiej. Długo myślałem nad komentarzem i mimo, że z ogromną łatwością przychodzi mi pisanie, w tym fragmencie nie wiem, jak to skomentować. Przechodzę więc koniec, żeby nie było zbyt optymistycznie. Kryzys migracyjny będzie się nasilał, stajemy przed dużym i długotrwałym wyzwaniem. Tutaj nie pomoże wrzucenie pieniążka raz w roku do puszki, bo ludzie jeść muszą każdego dnia. Rozkładajmy pomoc i własne siły w dłuższej perspektywy i włączajmy Ukraińców do życia naszej lokalnej społeczności. To już na szczęście się dzieje. W Kaliszu ukraińskie dzieci rozpoczynają naukę, Ukraińcy pytają o pracę. Rytm normalnego dnia życia w nowym, bezpiecznym miejscu najlepiej leczy wojenną traumę.
Myślałam, że to przeze mnie zachorował mój tata. Ta myśl nie pozwalała mi cieszyć się ciążą. Dobrze, że mój tata zdążył jeszcze zobaczyć wnuka. Przeczytaj historię Katarzyny. Katarzyna Moskała-Czernek/ praca konkursowa Dzień 23 sierpnia 2010 r. zapamiętam na długo – to właśnie wtedy zrobiłam test ciążowy, który pokazał dwie kreski. Ucieszyłam się bardzo, mimo że z mężem dopiero myśleliśmy o drugim dziecku. Jednak ono samo wybrało sobie termin przyjścia na świat. Jednak radości towarzyszył też smutek – dwa tygodnie wcześniej ginekolog wykryła u mnie torbiel na jajniku i jakiegoś guza na tarczycy. Na szczęście szybko okazało się, że guz na jajniku wchłonął się, a wyniki badań hormonu tarczycy miałam w porządku; musiałam być tylko pod kontrolą endokrynologa. Mogłam więc w pełni cieszyć się ciążą. Wiadomość o chorobie taty zwaliła mnie z nóg Co prawda od początku męczyły mnie mdłości i zamiast tyć chudłam, jednak pocieszałam się, że w końcu to minie. Tak też się stało – skończyłam I trymestr i dolegliwości ustąpiły. Zaczęłam myśleć, jak to będzie, gdy pojawi się nowy członek rodziny. Tak mijały sobie kolejne miesiące, aż nadszedł 18 luty 2011 r.. Mój tata trafił do szpitala z bólem brzucha. To był piątek, w sobotę tata był operowany, a to co usłyszeliśmy po operacji, zwaliło nas z nóg. Okazało się, że tata ma guza trzustki, który niestety nie nadaje się już do usunięcia, były też przerzuty. Pozostało mu kilka miesięcy życia... Ta choroba to przeze mnie?! To, co działo się później, pamiętam jak przez mgłę. Byłam w takim szoku, że nie mogłam się uspokoić. Obwiniałam się o tę chorobę. A dlaczego? Może to wyda się głupie, ale gdy byłam w pierwszej ciąży, tata również poważnie zachorował. Tak więc, gdy teraz usłyszałam tę diagnozę, stwierdziłam, że to moja ciąża przynosi pecha. Teraz myśląc o tym, wiem, że to było głupie myślenie, ale wtedy krzyczałam tylko, że nie chcę być już w ciąży. Następne dni były bardzo ciężkie. Z jednej strony musiałam dbać o siebie i nie denerwować się, bo stres mógłby spowodować przedwczesny poród (byłam wtedy w 30. tygodniu ciąży), z drugiej strony każdy kolejny dzień oczekiwania na decyzje dotyczące tego, co dalej z leczeniem taty, sprawiał, że miałam już wszystkiego dość. Zamiast cieszyć się ciążą, zamartwiałam się o tatę i modliłam o to, żeby wyznaczony termin porodu nadszedł jak najszybciej. Kiedy urodzę? W końcu zaczął się kwiecień i liczyłam na to, że może poród rozpocznie się wcześniej, bo według badania USG dziecko było o 2 tygodnie starsze niż wskazywał na to wiek wyliczony na podstawie ostatniej miesiączki. Jednak nic nie wskazywało na to że urodzę wcześniej – tydzień przed terminem porodu pani doktor stwierdziła, że oczekiwanie na poród może być długie. Święta wielkanocne upłynęły pod znakiem skurczy, które jednak ani nie były regularne, ani mocne, więc uważałam że są to dopiero skurcze przepowiadające. Jednak we wtorek skurcze znów się pojawiły i maluch mało się ruszał. Poczekałam na męża (wracał z pracy) i pojechaliśmy do szpitala. Mój brzuch zrobił na personelu szpitalnym duże wrażenie, od razu zrobiono mi badanie USG, na którym wyszło, że dziecko waży około 4800 g. Zakłady lekarzy: ile waży moje dziecko? Przyjęto mnie na patologię ciąży, bo miałam już rozwarcie na trzy palce. Byłam tam tylko 15 minut, bo pojawiły się lekarki, by zapytać, czy zgadzam się na cesarskie cięcie. Zgodziłam się. Myślałam, że zabieg będzie wykonany następnego dnia, ale lekarki poprosiły, abym się spakowała i poszła z nimi na porodówkę. Byłam zaskoczona. Trochę musiałam na to cesarskie cięcie poczekać, bo trafiły się trzy niespodziewane zabiegi. W końcu przyszła kolej na mnie. Na sali operacyjnej było bardzo sympatycznie, lekarze i położne – mimo że był to ich 7 zabieg z kolei – ciągle żartowali, rozśmieszali mnie. Przyjmowali zakłady, ile mój dzidziuś będzie ważył. Miałam postawić wódkę tej osobie, która wygra. Cały czas się śmieliśmy, nawet nie zauważyłam, kiedy wyjęli ze mnie Szymonka. Synek ważył 4680 g i miał 62 cm długości. Mój tata zobaczył wnuka Donośny krzyk, który po chwili usłyszeliśmy, sprawił, że odetchnęłam z ulgą. Od razu pokazano mi maluszka, a widząc go, wzruszyłam się tak bardzo, że nie mogłam powstrzymać łez. W szpitalu byliśmy trzy dni. Mój tata bardzo się ucieszył, gdy zobaczył wnuka. Następnego dnia zmarł... Sprawdziło się powiedzenie, że ktoś na świecie umiera, by zrobić miejsce nowonarodzonemu.
Wszystko ma swój początek i kresKtoś się rodzi, ktoś umieraOd wieków tak niech mi nikt nie mówiŻe koniec to nie początekBo ile razy świat się miał skończyć?!A jakoś nadal trwa...Bo nasze upadki i wzlotyTo takie małe końce i początkiŚwiata co był i będzie!Bo nasz płacz i śmiechTo jego wydech i wdechWięc idź z wiatrem i pod wiatrI zobacz, ile odcieni ma świat!Wszystko ma swój kres i początekKtoś odchodzi, ktoś przychodziOd zawsze tak niech mi nikt nie mówiŻe początek to nie koniecBo ile razy miał, się skończyć świat?!A on wciąż zaskakuje nas...Bo nasze upadki i wzlotyTo takie małe końce i początkiŚwiata co był i będzie!Bo nasz płacz i śmiechTo jego wydech i wdechWięc idź z wiatrem i pod wiatrI zobacz, ile odcieni ma świat!Świat ciągle zaskakuje nasCiągłością godzin i latI wciąż jakoś trwa...Bo nasze upadki i wzlotyTo takie małe końce i początkiŚwiata co był i będzie!Bo nasz płacz i śmiechTo jego wydech i wdechWięc idź z wiatrem i pod wiatrI zobacz, ile odcieni ma świat!
Aby być w zgodzie z sumieniem, zaśpiewam w tym roku „Bóg umiera”. Mam śpiewać, że się rodzi, skoro umiera? Umiera nad Bugiem, w osobach ginących tam dzieci, młodzieży, dorosłych oraz młodych polskich żołnierzy. Od romansu – tak to ująłem – Pana Boga z Marią z Nazaretu rozpoczęła się historia naszego zbawienia. Dalszym ciągiem tego Bożego pomysłu jest próba Jego romansu z każdym z nas, pisałem o tym wczoraj i mówiłem w pierwszym dniu rekolekcji Last Minute Adwent 2021. Posłuchać można tutaj. Jeśli nie dotrwacie do końca, to zawczasu przypominam o prośbie wigilijnej. W czasie naszej Wigilii zasiądziemy w zaprzyjaźnionej szkole do wieczerzy, zasiądziemy z osobami bezdomnymi, byłymi więźniami, ubogimi i uchodźcami przebywającymi w Lublinie – w sumie sto osób, na tyle pozwalają przepisy pandemiczne. Zasiądziemy, mam na myśli wolontariuszy i siebie samego. Wieczerzę spożyjemy oczywiście wieczorem 24 grudnia. Nie interesuje mnie gra polityków. Pomagam i nadal będę pomagał ludziom, którzy – idąc za swoją Nadzieją – pukają do gościnnej ongiś polskiej ziemi ks. Mieczysław Puzewicz Koszt jednego posiłku i upominku dla każdej z tych stu osób wynosi 87 zł. Nie pytajcie mnie dlaczego tyle, tak wyliczyły moje koleżanki, wysokiej klasy specjalistki. Jeśli możecie ufundować jedne czy więcej takich pakietów po 87 zł, to bardzo proszę i zarazem bardzo dziękuję. Oto numer konta: Stowarzyszenie Centrum Wolontariatu w Lublinieul. Gospodarcza 220- 217 LublinBank PKO V oddział w Lublinienr konta: 64 1240 1503 1111 0000 1753 2101Tytuł przelewu: darowizna na cele statutowe Wracam do treści dzisiejszego przesłania. Chyba będzie to nerwowa Wigilia i Święta, a już Nowy Rok to nawałnica słabych wieści. Nerwy najpierw z powodu uboższego menu. Mniej – tak mówią media – wydamy na żywność i prezenty, choć moim marzeniem jest, abyśmy zredukowali o przynajmniej 50 proc. te wydatki. I tak byłoby znakomicie. Drugim powodem do troski jest rosnące napięcie przy granicy ukraińsko-rosyjskiej. Dobry komentator napisał, że dla Putina, przy jego peselu i sytuacji na świecie, nadeszła chwila w rodzaju „Teraz albo nigdy!”. My, tu na Lubelszczyźnie, mamy dodatkowy minus – pierwsza poważna linia obrony zlokalizowana jest na Wiśle, a tereny na wschód od niej po Bug to wojenna „strefa zgniotu”, co wiem od jednego generała, już w stanie spoczynku. Nerwy zapewniają nam też zażarte spory tych, co przyjęli szczepionki zgodnie z radami specjalistów i tych, co od nich stronią, jak diabeł od święconej wody. Wiem, nie pomogą statystyki wyraźnie ukazujące wyższą śmiertelność wśród tych drugich. Wreszcie dwie rzeczy, także naruszające świąteczny spokój. Odwiedzałem przedwczoraj pana Janka, od kilku lat bytującego w zawalającym się powoli budynku, próbowałem go namówić na kąpiel przed Świętami, ale zaraz zbył mnie – „Przecież się kąpałem!”. Prawda, przed Wielkanocą. Tenże pan Janek kpi sobie z podwyżek gazu, prądu i wody, bo nie doświadcza takich wygód i ma to w nosie, a właściwie w innej części ciała, znacznie oddalonej od nosa. Przy znacznych podwyżkach wspomnianych mediów, teraźniejszość pana Janka stanie się wkrótce przyszłością, obawiam się, wielu Polaków. Czuję, że nasz lubelski Mobilny Patrol odwiedzający osoby bezdomne, ubogie i samotne będzie musiał potroić siły. Obecnie mamy na liście ponad sto takich miejsc. I rzecz najbardziej straszna – to, co nadal dzieje się na granicy Polski i Białorusi. Niestety uległa bolesnej zmianie treść cudownej polskiej kolędy, napisanej przez Franciszka Karpińskiego. Werbalnie brzmi ona „Bóg się rodzi”, faktycznie jest tak – „Bóg umiera”. Nad Bugiem, w osobach ginących tam dzieci, młodzieży, dorosłych oraz młodych polskich żołnierzy, znam większość ich imion, żołnierze to Krystian i Michał. Nie ma tam żadnego kryzysu migracyjnego, jest za to gigantyczny kryzys religijny, ewangeliczny. Każde nieuzasadnione odepchnięcie uchodźców jest zniesieniem wezwania Chrystusa „Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie!”. Co do awanturników, rzucających kamieniami czy innymi przedmiotami – należy ich spokojnie odprawić i wskazać drogę powrotu do Mińska lub jeszcze dalej. To żadna sztuka, normalna robota dla żołnierzy i strażników granicznych. Nie interesuje mnie gra polityków. Pomagam i nadal będę pomagał ludziom, którzy – idąc za swoją Nadzieją – pukają do gościnnej ongiś polskiej ziemi. Mam już doświadczenie w twórczej zmianie treści pieśni religijnych. W stanie wojennym, dokładnie 40 lat temu, śpiewaliśmy „Ojczyznę wolną, racz nam zwrócić, Panie”, choć w oryginale było „Ojczyznę wolną racz zachować, Panie”. Zatem, aby być w zgodzie z sumieniem, zaśpiewam „Bóg umiera”. Mam śpiewać, że się rodzi, skoro umiera? Tekst ukazał się na stronie ks. Mieczysława Puzewicza ks. Mieczysław Puzewicz ur. 1960, duchowny rzymskokatolicki. Inicjator Katolickiego Stowarzyszenie Młodzieży, twórca lubelskiego Centrum Wolontariatu. W latach 1997-2011 roku był rzecznikiem prasowym abp. Józefa Życińskiego. Obecnie delegat metropolity lubelskiego abp. Józefa Budzika ds. osób wykluczonych. Więcej
ktoś się rodzi ktoś umiera